Retro Recenzja – DIRT 2
Seria Colin McRae towarzyszy nam nieprzerwanie od 1998 roku, kiedy to pierwsza część tego cyklu wyszła na PeCety i pierwsze Playstation. Od tamtego czasu w dość regularnych odstępach czasu ukazywały się kolejne części Colina, a momencie przejścia na następną generację, seria zaliczyła poniekąd reboot. Dwa lata temu Colin Mcrae: DIRT zmienił jej oblicze i zabrał graczy na wyścigi bardziej off-road pozostając po części przy klasycznej formule gry rajdowej. Po dość pochlebnych opiniach prasy (średnia wg. metacritic.com to 83) można było spodziewać się sequela, jednak dość krótko po premierze gry Colin McRae zginął w tragicznym wypadku i można było mieć wątpliwości co do następnej gry firmowanej jego nazwiskiem.
Na krótko przed swoją śmiercią Colin brał udział w X-Games i w tym kierunku poszli twórcy gry. Czytałem wiele opinii, mówiących, że w DIRT2 seria zatraciła swojego prawdziwego ducha lub stała się ofiarą syndromu MTV. Nie mogę się z tym zgodzić; owszem gra w pewnym stopniu kręci się dookoła X-Games, ale oferuje równie wiele pod kątem stricte rajdowym. Chodzi o to, że część typowo rajdowa jest teraz składową, a nie tematem głównym, lecz nie można powiedzieć, że na tym traci – i mówi to fan WRC. Teraz w trybie dla pojedynczego gracza eventy są zaznaczone na mapie świata, każdy z krajów jest podzielony na klasy w których już znajdują się poszczególne wyścigi. Za każdą wygraną otrzymujemy pieniądze oraz doświadczenie, pieniądze służą do kupowania nowych samochodów, a doświadczenie do odblokowywania kolejnych wyścigów. W jakich eventach weźmiemy udział zależy już tylko od nas, gra nie jest liniowa.
Wraz z oprawą X-Games wiąże się pewien bardzo udany bajer. Wszystkie menusy w grze zostały przedstawione jako stanowisko twojego teamu wyścigowego wraz z przyczepą kempingową w której mieszkasz; możesz w niej przeglądać mapę świata, swoje osiągnięcia, dostać się do multiplayera, można też z niej wyjść i popatrzeć na tłum kibiców oraz pooglądać wóz, którym aktualnie się ścigasz. Ba, to interaktywne menu bierze pod uwagę nawet takie rzeczy, jak zmianę krajobrazu i pory dnia o której się ścigasz, a jak pogapisz się chwilę na TV stojące w przyczepie to będziesz miał szansę zobaczyć parę klipów z WRC lub jakiś teledysk z piosenek które zawarte są w grze.
Jeśli już wspomniałem o muzyce, to wypada rozwinąć to w jakiś opis oprawy gry. Muzyka – jest i to na dodatek całkiem niezła, typowo rockowe lekkie kawałki dla wyścigów; przygrywa w menusach i podczas replayów (odnajdziemy tu min. kawałek, który wystąpił już w Burnout: Revenge). Efekty dźwiękowe są świetne, ryk maszyn jest realistyczny i słychać w nim moc twojego pojazdu; odgłosy towarzyszące gięciu blachy i wypadków są nienaganne, jedyne co może denerwować to odzywki przeciwników podczas zmagań na torze – są denerwujące i zwyczajnie nie na miejscu, na szczęście można je wyłączyć. Grafika – o niej mogłaby być cała ta recenzja. Silnik graficzny EGO, na którym hula DIRT2 przeszedł prawdziwą ewolucję od czasów DIRTa i GRIDa i jest w momencie największego rozkwitu. Wszystkie efekty na czele z HDRem, który był wyraźnie przegięty w poprzednich grach Codies, a teraz jest wprost idealny i mappingiem wszelkich powierzchni, który wygląda nareszcie świetnie (błoto wygląda genialnie), niesamowitą grą świateł wraz z super ostrymi teksturami dają obraz gry graficznie doskonałej. Do tego bardzo szczegółowe modele samochodów wraz z równie szczegółowymi wnętrzami oraz cienie; miękkie, dokładne, dynamiczne. Pop-upu nie udało mi się uświadczyć.
http://www.youtube.com/watch?v=-PwIXDBkv3g
Nie samą oprawą gra stoi, lecz przede wszystkim gameplayem i czasem rozgrywki. I te elementy także zagrały świetnie. Czas przejścia gry jest co najmniej satysfakcjonujący, liczba eventów w grze jest porównywalna z pierwszym DIRTem, a osoby które zechcą wycisnąć z tej gry wszystko spędzą nad nią przynajmniej kilkadziesiąt godzin. Poziom trudności jest dość wysoki i rośnie konsekwentnie wraz z postępami w grze (mówię o poziomie serious/normal na którym będzie grać większość osób). Dość kontrowersyjną decyzją, ale jak najbardziej logiczną z punktu widzenia wydawcy na rynek, jest wrzucenie do gry możliwości cofania czasu znanej z GRIDa; jedyne co mogę powiedzieć na usprawiedliwienie tego zabiegu jest to, że gra faktycznie momentami jest trudna i wiele osób skorzysta z tej opcji, ponadto można ją wyłączyć ustawiając odpowiedni poziom trudności.
Najważniejszą składową gry wyścigowej jest model jazdy. I w tym miejscu DIRT2 różni się od swojego poprzednika, bo od czasu jego wydania wyszedł GRID i Codemasters najwyraźniej uznało, że model jazdy z niego jest wręcz doskonały. Nie zgodziłbym się z tym do końca, bo akurat mi GRID nie przypasował, ale szczęśliwie ten element nie został przeniesiony na żywca. Model jazdy samochodu jest niejako hybrydą tego z pierwszego DIRTa i tego z GRIDa. Jak to wychodzi w praniu? Okazuje się, że dość dobrze, jednak nie doskonale, bo samochody rajdowe nie trzymają się tak idealnie podłoża jak w tej grze. Nie jest to minus, po kilkudziesięciu minutach gry bez problemu przyzwyczaicie się do tej nowości. Model zniszczeń samochodu fizyczny i wizualny, według mnie został nieco uproszczony, bo co prawda samochód dalej naprawdę łatwo rozwalić tak, że już nie ruszy, jedną kraksą, lecz sama wizualizacja i wpływ drobnych zniszczeń na zachowanie wozu są niezbyt przekonywujące. W rozgrywce doszło parę nowych rzeczy które mają wpływ na jazdę, jak choćby kałuże, które zachowują się i wyglądają wprost świetnie (nie ma to jak ograniczona błotem i wodą widoczność po water-splashu). Więcej jest zniszczalnych elementów w otoczeniu; murki i płotki sypią się po silniejszym dzwonie wręcz elegancko. A gdzie nam przyjdzie się porozbijać? W tym miejscu gra błyszczy; od Japonii przez Chiny i Malezję aż po Londyn i Californię. Trasy są wykonane perfekcyjnie od strony graficznej, są też wymagające, a przede wszystkim różnorodne i nie pozwalają się nudzić ani przez chwilę. Do tego dochodzi kilka typów wyścigów, w tym nowość jaką jest min. Gatecrusher (rozwalając bramki poznajemy optymalną trasę przejazdu na danym odcinku).
Podsumowując, Colin McRae DIRT 2 to świetna gra, nie tylko dla fanów rajdów i serii CMR, ale dla każdego kto lubi gry wyścigowe. Zdecydowanie jest to bardziej arcade niż symulacja, ale pozwala to na dynamiczną i dobrą zabawę nie skrępowaną tysiącem ustawień samochodu i uczeniu się każdego zakrętu na pamięć. To nie jest gra doskonała, ale zawartość i jej wykonanie daje dużo mile spędzonego czasu. Jeśli macie możliwość ją dostać za nieduże pieniądze a lubicie gry wyścigowe, radzę się nie zastanawiać tylko brać. Fanom nie muszę tego mówić, bo oni już dawno w nią grają.
___________________
Zapraszamy również do polubienia naszego profilu na Facebooku oraz do zapoznania się z ofertą naszego sklepu internetowego.